Cabasse STREAM AMP & SURF – idealne dla miłośników Streamingu

Cabasse STREAM AMP & SURF

Dla wszystkich miłośników Streamingu mamy dobrą wiadomość. Do Polski trafiły pierwsze egzemplarze systemu firmy Cabasse składającego się z wzmacniacza STREAM AMP i kolumn podstawkowych SURF. System o tyle ciekawy, że nie kosztujący majątku, a oferujący całą masę użytecznych funkcji przy zachowaniu dobrych właściwości sonicznych.

CABASSE STREAM AMP:

Podstawowymi zaletami Cabasse StreamAMP są prostota użytkowania i szeroka gama zastosowań. Pliki muzyczne (w formatach WAV, FLAC, WMA, AIFF, AAC, ALAC i MP3 w jakości 24-bit/96kHz) mogą być przesyłane za pomocą połączenia Wi-Fi lub kabla ethernet. StreamAMP poradzi sobie również z muzyką przechowywaną na tabletach i smartfonach, a to dzięki łączności Bluetooth i obsłudze NFC. Nowa aplikacja Cabasse Stream CON dostępna na iOS i Android oraz zapewnia dostęp do tysięcy stacji radia internetowego oraz obsługę Deezera i Spotify.
StreamAMP posiada 4 wyjścia głośnikowe, umożliwiające użycie jednej lub dwóch par głośników w stereo albo dwóch lub czterech grup głośników w trybie mono. Aby sprostać wymaganiom instalacji w racku, produkt wyposażono w cichy wiatraczek. Przełącznik impedancji umożliwia przemianę StreamAMPa w urządzenie all-in-one, do którego można podłączyć do 8 głośników sufitowych Cabasse Archipel. Sekcja przedwzmacniacza zawiera 2 analogowe wejścia 2xRCA, optyczne wejście SPDIF, wyjście przedwzmacniacza 2xRCA oraz subwooferowe wyjście 1xRCA.
Cabasse zaimplementował do StreamAMPa autorski procesor DSP (cyfrowego przetwarzania dźwięku). Współpracuje on z aplikacją dostępną na systemy iOS i Android. Można wybrać, które z podłączonych głośników są użytkowane i wskazać ich położenie w pokoju. Na podstawie tych danych procesor automatycznie dobierze optymalne ustawienia.

Dane Techniczne:

Wykończenia  – Glossy black
Moc wzmacniacza  – 2 x 50 W RMS/4-8 Ω ou 4 x 25 W RMS/4-8 Ω
Funkcje sieciowe  – DLNA, WPS, vTuner, Deezer, Spotify
Wejścia  – 4 x Digital stereo : Bluetooth AptX, WLAN/LAN, USB, Dolby Digital Optical S/PDIF – 2 x Analog RCA Stereo
Wyjścia – 1 x stereo RCA, 1 x Subwoofer RCA
Obsługiwane formaty plików  -WMA, PCM, WAV, AIFF, AIFC, ALAC, FLAC, MP3
Aplikacja mobilna – IOS i Android
Wymiary (h x l x p w cm)  – 9.1 x 21.8 x 19cm
Masa – 1.9 kg

Cena: 2490 PLN

[dt_gap height=”10″ /]

Cabasse Stream Amp

Cabasse AMP 100

Cabasse Stream Amp

Cabasse Stream

[dt_gap height=”10″ /]

CABASSE SURF:

Głośniki Cabasse Surf przeznaczone są do pomieszczeń o powierzchni do 25m2 oraz do pomieszczeń studyjnych. Podłączone do dedykowanego wzmacniacza Stream AMP potrafią zabrzmieć jak o wiele większe głośniki, stwarzając wyjątkową scenę dźwiękową i niesamowitą dynamikę. Te doskonałe walory dźwiękowe można uzyskać również umieszczając je na ścianie lub w narożnikach pomieszczenia.

Dane Techniczne:

Wykończenia  – Glossy black, Glossy white
Zastosowanie  – Bookshelf / stand
Konstrukcja  – 2 – drożna
Głośniki – 1 x Tweeter DOM37 – 1 x 13cm 13TN15
Efektywność – 85 dB
Częstotliwość podziału – 3600Hz
Pasmo przenoszenia – 65 – 23 000 Hz
Impedancja nominalna – 8 Ω
Impedancja minimalna – 4,5 Ω
Moc znamionowa – 65 W
Moc szczytowa – 450 W
Wymiary (h x l x p w cm)  – 29 x 17.5 x 22 cm
Masa – 4,7 kg

Cena: 1790 PLN Para

[dt_gap height=”10″ /]

Cabasse Surf Black

Cabasse Surf Czarne

Cabasse Surf Białe

Cabasse Surf White

 

Audio Machina w Polsce

Produkty Audiomachina w ofercie firmy RCM

[dt_gap height=”10″ /]

Firma Audiomachina zajmuje się produkcją kolumn głośnikowych. W konstrukcji swoich głośników dr. Karl Schuemann właściciel Audiomachina odzwierciedla swój ideał brzmienia – neutralność i naturalność. Można by powiedzieć że każdy projektant sprzętu tak twierdzi lecz udaje się to tylko nielicznym i Karl Schuemann niewątpliwie się do nich zalicza. Wszystkie projekty to konstrukcje o obudowie zamkniętej wykonanej z aluminium. Obudowy we wszystkich kolumnach Audiomachna są wykonane z frezowanych bloków lotniczego aluminium i tylko ze względów technologicznych składają się z dwóch części, które są skręcane ze sobą ze ściśle określoną siłą. Głośniki to najwyższa półka choć nie ma tu ani „ceramików”, ani diamentu. Tam gdzie jest to wymagane stosuje się zaawansowane układy zwrotnic, ale tam gdzie można tego uniknąć głośnik „puszczany jest na żywioł” (Pure NSE)
Obecna oferta firmy to trzy modele. Mały „ciałem” ale wielki duchem CRM II to kolumna którą nietaktem byłoby nazywać „regałową”. Modele Pure NSE i Maestro GSE to już „dorosłe” głośniki wolno stojące mające budowę modułową. Dolna część to aktywny subwoofer z możliwością strojenia. Górna część to moduł średnio-wysokotonowy w którym również możemy zmieniać proporcje poszczególnych zakresów. Zastosowanie regulacji sprawia że kolumny firmy Audiomachina są wyjątkowo uniwersalne i łatwo dopasowujące się do pomieszczenia.

[dt_gap height=”10″ /]

CRM II Audiomachina

Audiomachina CRM II

Audiomachina Maestro

Maestro GSE – Audiomachina

Maestro GSE Audiomachina

Audiomachina Maestro GSE

Puse NSE by Audiomachina

Puse NSE

Audiomachina Puse nse

Audiomachina Puse NSE

Encore Seven Egg-Shell Prestige 20WK

Na polskim rynku pojawia się cały czas szereg nowych producentów, oferujących bardzo ciekawe, autorskie konstrukcje. Jednym z nich jest posiadająca siedzibę w Bielsku-Białej, produkująca wzmacniacze lampowe pod nazwą Egg-Shell, firma Encore Seven (encore7.com).

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)

W ofercie dostępna jest obecnie jedna seria wzmacniaczy o nazwie Prestige składa się z czterech modeli. Dwa z nich pracują na lampach EL34:

  • 9WST – jedna lampa EL34 na kanał, z zasilaczem lampowym na 2 x 5AR4 Sovtek, stopień preampu jest na 1 x EF86 i 1 x ECC83 na kanał;
  • 15WS – dwie lampy EL34 na kanał, zasilacz nie ma lampy, preamp taki sam jak w 9WST

W obu wzmacniaczach zastosowano lampy EL34 TungSol, EF86 EH i 12AX7 EHG
Dwa kolejne wzmacniacze serii Prestige pracują na lampach KT88:

  • 10WKT – jedna KT88 na kanał, zasilacz lampowy, preamp na jednej 6SN7
  • 20WK – 2 x KT88 (Sovtek), 1 x 6SN7 TungSol, 1 x EF86 EH

Serię uzupełnia przedwzmacniacz gramofonowy PS5.

Wkrótce będzie miał premierę pierwszy model niższej serii Classic. Seria z założenia będzie cechować się prostszą i tańszą konstrukcją, chociaż czerpiącą wiele cech z Prestige. Wszystkie konstrukcje firmy to grające w klasie A SET. Do testu trafił najmocniejszy z modeli firmy czyli 20WK, wyceniany przez producenta na 14.900zł.

[dt_divider style=”thin” /]

Brzmienie:

Przyznam szczerze, przystępując do odsłuchów nie bardzo wiedziałem czego mam się spodziewać po wzmacniaczu. Po raz pierwszy spotkałem się bowiem z zastosowaniem doskonale mi znanych lamp KT88 w urządzeniu o charakterze SET. Lampa KT88 jak powszechnie wiadomo cechuje się dużą mocą, ale nie jest uważana za specjalnie muzykalną. Uprzedzając dalsze pytania od razu odpowiem, że zastosowana technologia SE w przypadku KT88 sprawdza się we wzmacniaczu Egg-Shell znakomicie. Pozwala na wykorzystanie zalet tej lampy a jednocześnie w pewien sposób uszlachetnia jej brzmienie. Odsłuchy wzmacniacza przeprowadzane były w torze, w którym na codzień znajduje się dzielona amplifikacja Audio Research Reference z przedziału cenowego w okolicach 80 tys. zł, poddana poważnym zabiegom ulepszającym brzmienie. W związku z powyższym zadanie 20WK wydawało się wyjątkowo trudne.

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)W porównaniu do dzielonej amplifikacji ARC Prestige gra mniejszą, bardziej skoncentrowaną na środku sceną. Brakuje nieco większego wypełnienia, nasycenia sceny dźwiękami. Prestige 20WK rysuje kontury dość dokładnie, jest wolny od znanej z wielu lampowych wzmacniaczy rozlazłości. Scena budowana jest w sposób bardzo proporcjonalny, bez znanego z wielu SET nadmiernego przybliżenia, głębia jest wyraźnie zaznaczona. Całościowo wzmacniacz brzmi w sposób szybki i rytmiczny, niewielka moc nie przekłada się na spadek motoryki i dynamiki. Ograniczenia mocowe dają znać podczas głośnych odsłuchów gęsto zaaranżowanych utworów z dużą ilością instrumentów grających w różnych zakresach pasma. Wtedy dźwięki zaczynają się w pewien sposób zlewać a całość przekazu traci na wyrazistości i rozdzielczości. Powyższe obserwacje dotyczą oczywiście porównania z dzieloną amplifikacją ARC o ponad 6-krotnie wyższej mocy;-) Najmocniejszym punktem Prestige jest ciepła i nasycona ale jednocześnie pozbawiona jakiegokolwiek przymulenia barwa. Ujmując to inaczej, barwa jest klarowna, zróżnicowana i ma sporo lampowego blasku, jednocześnie wolna od jakiegokolwiek rozjaśnienia. Wzmacniacz jest przyjazny dla gorzej zrealizowanych płyt, nie powoduje chęci pozbycia się połowy płytoteki.

Analizując poszczególne zakresy:

Bas jest szybki, całkiem mocny, wyraźnie zaakcentowany i pomimo małej mocy wzmacniacza nie ma problemów z kontrolą, choć oczywiście nie ma zejścia w najniższe rejestry. W umiejętny sposób zamaskowano oczywiste ograniczenia tego zakresu, w większości utworów basu nie brakuje, jest on spójny ze średnicą, szybki i dość motoryczny. W stosunku do droższych konstrukcji brakuje mu większego zróżnicowania, wybrzmień, odcieni czyli mówiąc prościej rozdzielczości.
Średnica jest detaliczna, barwna a jednocześnie ciepła i nasycona, szybka i dynamiczna. Zwraca uwagę pastelowy, ciepły i wypełniony niższy podzakres średnicy, przez co bardzo czytelnie pokazywane są np pudła gitar akustycznych. Żeńskie wokale brzmią w sposób urzekający, z minimalną tendencją do osłodzenia. Również męskie głosy prezentowane są w bardzo zmysłowy sposób, z pewną manierą akcentowania niższego podzakresu wokalu, co powoduje wrażenie pewnego powiększenia.
Wysokie tony brzmią delikatnie, łagodnie z minimalnym zaokrągleniem w najwyższym podzakresie, całościowo bardzo przyjemne. Barwa wysokich tonów przywołuje skojarzenia z produktami francuskiego Jadisa co niewątpliwie należy uznać za zaletę i oznakę wyrafinowania.

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)
Wzmacniacz znakomicie sprawdza się podczas cichego słuchania, pokazuje wtedy mnóstwo szczegółów, pozostawiając w pobitym polu większość konstrukcji tranzystorowych. Głośne łojenie metalu czy hard rocka nie jest jego ulubioną konkurencją, ale oczywiście nie do tego został on stworzony. W przypadku odsłuchów dynamicznie nagranych utworów zaczyna brakować nieograniczonej przejrzystości i klarowności obrazu, która jest charakterystyczna dla cichego słuchania. Zdecydowanie najlepiej wypadają na nim utwory instrumentalne, wokalistyka, małe składy, jazz. Gra w całościowo mniejszej skali niż ARC Reference (zarówno w sensie wielkości i wypełnienia sceny jak i aspektów dynamicznych) ale ma przyjemniejszą, bardziej fizjologiczną, naturalną barwę. ARC to typ wyczynowca, podczas gdy 20WK to spokój, relaks, niewymuszona przyjemność. Muzyka płynie w sposób swobodny i niewymuszony, relaksujący.

[dt_divider style=”thin” /]

Podsumowanie:

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)Wzmacniacz nie usiłuje epatować na siłę jakimikolwiek wyraźnie podkreślonymi cechami, gra naturalnie, bez preferencji, urokliwie. Oferuje bardzo spójny i muzykalny przekaz. Jest to jedno z tych urządzeń których całościowa ocena brzmienia jest znacznie lepsza niż wynikałoby z analizy poszczególnych elementów składowych oceny. Zalecam staranny i przemyślany dobór zestawów głośnikowych. Z definicji odpadają 4-omowe o trudnym przebiegu fazy i impedancji. Najlepiej sprawdzą się wysokoskuteczne, prawdziwe 8-omowe kolumny, szczególnie z szerokopasmowymi przetwornikami.

Zalety:

  • + piękna, urozmaicona ciepła barwa
  • + znakomita jak na 20W motoryka
  • + brak słabych punktów, ogólna kompetencja, zrównoważenie
  • + dobra konstrukcja sceny dźwiękowej
  • + rytmiczny, kontrolowany bas
  • + spójność barwowa i rytmiczna poszczególnych rejestrów
  • + fenomenalna muzykalność, przyjemność płynąca z odsłuchu

Wady:

  • – pewne uproszczenia w zakresie namacalności poszczególnych dźwięków i planów
  • – mniejsze niż w systemie referencyjnym wypełnienie sceny
  • -obcięcie najniższego podzakresu basu

 

 

Sprzęt towarzyszący:

Audio Research Reference CD 8 dc-components upgrade, kolumny Harpia Louis, okablowanie: Kimber Select KS 1130 oraz głośnikowe KS 3035 – góra / Heavens Gate Ultra Silence – dół; zasilające Acoustic Zen Absolute, Electraglide Epiphany X.3.

[dt_divider style=”thin” /]

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)

Test Egg-Shell Prestige 20WK (Encore Seven)

Marton Opusculum Reference – polski solid-state

Obrazek

Dzięki uprzejmości forumowego kolegi Jerzego miałem w ostatnim czasie okazję poznać bliżej wzmacniacz Marton Opusculum Reference, którego recenzję pozwalam sobie zamieścić poniżej.

Marton-Opusculum

Budowa:

Urządzenie ma konstrukcję dającą maksymalną symetrię elektroniczno-mechaniczną, natomiast jego zasilacz został wydzielony do oddzielnej obudowy. Całość waży około 80kg i przyjechała w dwóch aluminiowych walizkach, w takiej też postaci urządzenie jest dostarczane do szczęśliwego nabywcy. Połączenie zasilacza ze wzmacniaczem realizowane jest za pomocą dostarczonego przez producenta okablowania, zakonfekcjonowanego w standardzie US Army. Przyznam szczerze, iż pierwszy raz widziałem na oczy ten militarny sposób połączenia, który sprawia wrażenie iż jest w stanie dostarczyć dowolną ilość prądu. W komplecie producent dostarcza też specjalny przewód zasilający całość urządzenia, zakonfekcjonowany wtykami firmy ,,NEUTRIK” model powerCON 32 A. Wzmacniacz wyposażony jest w wysokiej klasy nóżki firmy Soundcare-Superspike i; jak okazało się w trakcie odsłuchów; nie wymaga stosowania dodatkowych absorberów. W standardzie otrzymujemy też pilota, którym zarządzamy wszystkimi funkcjami urządzenia. Wzmacniacz nie posiada żadnych tradycyjnych przełączników i potencjometrów audio, jedyny wyjątek stanowi włącznik główny zasilania. Producent rekomenduje pozostawienie urządzenia w trybie stand-by, a wyłączenie zasilania jedynie w przypadku dłuższej przerwy w odsłuchach. Jest to oczywiście związane z koniecznością długiego rozgrzewania urządzenia po każdorazowym wyłączeniu i włączeniu. Jak na tak wielki A-klasowy piec pobór mocy spoczynkowej nie jest wielki i wynosi jedynie 230W. Zwracam uwagę na wymiary urządzenia, 485mm szerokości a zwłaszcza 630mm głębokości powodują konieczność zakupu odpowiedniej wielkości stolika audio. Urządzenie jest niesamowicie uniwersalne, może grać jako końcówka mocy, wzmacniacz zintegrowany a także monoblok. Parametry elektryczne wyglądają imponująco: 2x250W dla 8 ohmowego obciążenia, przy czym pierwsze 2x30W oddawane jest w klasie A! Oznacza to, że w przypadku podłączenia z bardziej efektywnymi zestawami głośnikowymi wzmacniacz praktycznie cały czas będzie grał w klasie A. W środku wzmacniacza panuje wielki porządek, widać głęboko przemyślaną koncepcję. Uwagę przykuwają 24 wielkie kondensatory o łącznej pojemności równej gigantycznej wartości 0.36 F. W życiu nie widziałem w żadnym urządzeniu takiego magazynu prądu, odnoszę wrażenie, że Marton byłby w stanie bezproblemowo zasilić każde istniejące kolumny. Stopień końcowy składa się z 28 bipolarnych tranzystorów mocy, pracujących w układzie push-pull. Układ zasilacza składa się z wytworzonych na zamówienie 3 transformatorów toroidalnych, zamontowanych w osobnych kubkach ekranujących.

[dt_gap height=”15″ /]

Brzmienie:

Sposób gry Martona przywołuje wspomnienia z niedawnych odsłuchów kabla zasilającego Acrolink 7N-PC9500 Mexcel… Brzmienie określone jest przez porażającą, niczym nieskrępowaną dynamikę oraz fenomenalną reprodukcję zakresu niskotonowego. Dynamika nie wymaga moim zdaniem jakichkolwiek słów komentarza… Jest po prostu absolutna, bezkompromisowa i stanowi prawdziwy wzorzec. Nawet przy bardzo głośnym odsłuchu brzmienie zachowuje ekstremalną czystość, żelazny uścisk w jakim Marton Opusculum Reference trzymał kolumny Harpii wzbudził wielkie uznanie zgromadzonych podczas odsłuchów gości. Skoki dynamiki oddawane są bez jakiegokolwiek zawahania, czuć niesamowitą rezerwę wydajności prądowej. Bas Martona całkowicie swobodnie zapuszcza się w najniższe rejestry; zdaje się nie mieć żadnych ograniczeń w paśmie przenoszenia. Muzyka organowa, kontrabas, kotły brzmią w sposób zapierający dech. Odtworzenie skali wielkiej orkiestry symfonicznej jest niewiarygodne, nigdy wcześniej nie słyszałem tyle różnych dźwięków w zakresie dolnej części pasma na moich Louisach. Podczas odsłuchów diametralnie różnych gatunków muzyki („Cztery pory roku” Antonio Vivaldiego, „Livefields” grupy Toto, „Images & Words” grupy Dream Theater) separacja wszelkich instrumentów z tego zakresu jest naprawdę wybitna, każdy z nich zajmuje ściśle określone miejsce na scenie. Często oceniając analityczność sprzętu bierzemy pod uwagę jedynie wydarzenia rozgrywające się w wyższych rejestrach. Marton redefiniuje pojęcie rozdzielczości pokazując pełnię możliwości w całym zakresie pasma, poczynając od najniższych tonów. Średnica prezentowana jest w sposób bardzo liniowy i neutralny, nie ma mowy o wycofaniu czy też uprzywilejowaniu tego zakresu, a także o jakichkolwiek wąskopasmowych zakolorowaniach. Wszelkie instrumenty brzmią w sposób niesłychanie naturalny, zbliżony do swojego prawdziwego brzmienia. Szczególną uwagę przykuwa reprodukcja fortepianu, ale i brzmienie wszelkich instrumentów dętych oraz smyczkowych nie daje cienia wątpliwości co do klasy urządzenia. Można oczywiście wskazać wzmacniacze, które będą prezentowały ten zakres w sposób bardziej zaokrąglony i ocieplony, tym niemniej w kategoriach czysto audiofilskich jesteśmy blisko prawdziwego wzorca. Wokale prezentowane są w sposób bardzo rzetelny, z naciskiem na pokazanie aspektów związanych z techniką śpiewu, ich artykulacja nie budzi jakichkolwiek zastrzeżeń. Płyta z chińskim wokalem, zawierająca bardzo dużo szeleszczących głosek wypadła zdecydowanie lepiej na Martonie, dzielona amplifikacja ARC z racji wielkiej ilości informacji przekazywanych w zakresie wyższej średnicy sprawiała wrażenie grającej zbyt ostro i w sposób zabałaganiony. W tym porównaniu Marton wypadł po prostu czyściej, schludniej, w sposób bardziej uporządkowany. Tego typu prezentacja ma też swoje minusy, przekaz emocji zawartych w konkretnym wykonaniu nie jest priorytetem Martona. Wydaje mi się, że Opusculum z większą atencją traktuje wokale męskie, podczas gdy głosy kobiece są chłodniejsze i pozbawione nasycenia znanego z amplifikacji Audio Research. Z drugiej strony Marton lepiej oddaje proporcje pomiędzy wielkością poszczególnych instrumentów oraz solistów. Mówiąc prościej jest wolny od cechującej ARC jak i inne wzmacniacze lampowe maniery powiększania wokalistów. Największą trudność w ocenie sprawia zakres wysokich tonów. Ich wielką zaletą jest czystość i brak ostrości. Osobiście w brzmieniu góry Martona brakuje mi większej wykwitności. Słuchając blach miałem wrażenie braku blasku i pewnej monochromatyczności. Osobiście jestem zwolennikiem prezentacji oferowanej przez wzmacniacze lampowe, które kreują ten zakres w sposób bardziej finezyjny; być może odbiegający od tego co słychać na żywo; ale na pewno bardziej urokliwy. W bezpośrednim porównaniu z Martonem wysokie tony ARC sprawiają wrażenie wyrzeźbionych ze szlachetnego kruszcu i mają bardziej plastyczny, aksamitny charakter i coś w rodzaju złotej poświaty. Oceniając obiektywnie, jak na urządzenie tranzystorowe wysokie tony Opusculum prezentują bardzo dobry poziom, po prostu półprzewodnikowa technologia ma swoje naturalne ograniczenia, których przeskoczyć nie sposób. Z drugiej strony patrząc tego typu zdystansowana i nie przyciągająca uwagi reprodukcja sopranów na pewno znajdzie swoich zwolenników. Należy w tym miejscu dodać, że Marton został podłączony do systemu zbudowanego w całości pod kątem amplifikacji lampowej, więc nie pracował w swoim optymalnym środowisku. Wymiana choćby kabla głośnikowego na bardziej wykwintny (np XLO Limited Edition) z pewnością spowodowałaby osłodzenie analizowanego zakresu. Jak chodzi o kwestie związane z konstrukcją sceny dźwiękowej to najbardziej adekwatnym słowem jest rzetelność. Przestrzeń jest kreowana z sposób bardzo dokładny, lecz bez ekspansywności znanej z najlepszych konstrukcji lampowych. Marton koncentruje się na pokazaniu najważniejszych zdarzeń rozgrywających się na scenie, mniejszą natomiast wagę przywiązuje do subtelności związanych z akustyką konkretnego utworu. Scena dźwiękowa jest bardzo rozbudowana, z akcentem położonym na szerokość. Głębokość nie budzi większych zastrzeżeń, aczkolwiek nie odniosłem wrażenia tak spektakularnego różnicowania planów jak na dzielonym wzmacniaczu ARC. W porównaniu do urządzeń lampowych słychać minimalne maskowanie elementów z tła. Z drugiej strony na scenie kreowanej przez Martona istnieje wzorcowy, wręcz pruski porządek, oraz idealna przejrzystość podczas gdy amplifikacja ARC pokazuje dźwięk w sposób ciut zamglony, co usłyszałem dopiero w bezpośrednim porównaniu z Opusculum.

[dt_gap height=”15″ /]

Podsumowanie

Marton Opusculum Reference to wzmacniacz wybitny, nie mający żadnego polskiego konkurenta zbliżonego kalibru. Cena niecałe 100 tys. zł za taki dźwięk wydaje się prawdziwie okazyjna. Porównywalne klasą dźwięku produkty z logiem Krell, Dar T’Zeel czy Soulution kosztują conajmniej dwukrotnie więcej. Brzmienie wyznaczone jest ekstremalną dynamiką, która pozostaje na długo w pamięci. To jest stylistyka znana z amerykańskich pieców solid-state. Urządzenie pokazuje pełnię swoich walorów przy głośnym i bardzo głośnym odsłuchu kiedy to można cieszyć się niczym nieskrępowaną makrodynamiką. Jeżeli możecie sobie pozwolić na słuchanie muzyki na poziomach zbliżonych do grania live, Marton jest idealnym wyborem. Oceniając obiektywnie Marton jest amplifikacją wyższej klasy niż mój dzielony zestaw Audio Research Reference.

[dt_gap height=”15″ /]

Zalety:
+ referencyjna kontrola nad dźwiękiem w całym zakresie pasma
+ nieograniczona makrodynamika
+ nieograniczone od dołu pasmo przenoszenia basu, jego ekstremalna liniowość
+ wzorcowa rozdzielczość i separacja instrumentów w całym zakresie pasma
+ absolutna liniowość i neutralność, brak własnego charakteru
+ fenomenalne odtworzenie naturalnych barw instrumentów
+ olbrzymi rozmach i skala generowanego dźwięku
+ spokój i stabilność brzmienia wynikające z wielkiego zapasu mocy
+ wzorcowy porządek panujący na scenie dźwiękowej
+ czystość, gładkość, brak szorstkości

[dt_gap height=”15″ /]

Wady:

– w porównaniu do konstrukcji lampowych:

I) mniejsza otwartość wysokich rejestrów
II) słabsze różnicowanie i mniejsza wykwintność barw w zakresie wysokotonowym
III) mniej sugestywne poczucie akustyki na tylnych planach
IV) mniejsza szczegółowość przy cichym odsłuchu

[dt_gap height=”10″ /]

Sprzęt towarzyszący:
Audio Research Reference CD 8, kolumny Harpia Louis, okablowanie: Kimber Select KS 1130 oraz głośnikowe KS 3035 – góra / Heavens Gate Ultra Silence – dół; zasilające Acoustic Zen Absolute, Electraglide Epiphany X.3.

Marton-Opusculum-Reference

Marton-Opusculum

Marton-tyl

marton-gniazda

Marton-wzmacniacz

marton-widok-tyl

Nordost Valhalla – zimny perfekcjonista

nordost valhalla

kabel głośnikowy nordost valhalla

Dzięki gościnie Marka, szczęśliwego posiadacza dzielonego systemu ARC/BAT mieliśmy z Jackiem okazję wspólnie posłuchać jak brzmi uznawany przez wielu za wzorzec kabla głośnikowego Nordost Valhalla, prawdziwa i niekwestionowana legenda hi-endu. Było to moje drugie podejście do tego kabla głośnikowego. [dt_quote type=”pullquote” layout=”left” font_size=”big” animation=”fade” size=”10″] Posiadałem go przez okres około roku w systemie opartym o lampy 6550 i przyznam szczerze, czegoś mi w jego brzmieniu brakowało. Niby wszystko było na swoim miejscu, ale jednak wokale brzmiały jakoś mało przekonująco, barwy wydawały się jakby nieobecne… [/dt_quote] Olśnienia doznałem dopiero podczas ostatnich naszych wspólnych odsłuchów. System oparty o przedwzmacniacz BAT VK-51 SE oraz końcówkę ARC na lampach KT120 zabrzmiał całkowicie inaczej niż miałem w pamięci. Kolejny raz potwierdziło się, że tam gdzie w systemie gra urządzenie BAT musi znajdować się co najmniej jeden kabel Nordosta. Synergia, którą tworzą te urządzenia jest niewiarygodna. Nie chcąc budować napięcia jak w filmach Hitchcocka napiszę od razu, Nordost Valhalla jest jednym z najlepszych znanych mi kabli głośnikowych.

Prezentacja wszelkich aspektów związanych z dynamiką jest absolutnie wzorcowa. Bas Valhalli jest ekstremalnie szybki i kontrolowany, wybrzmiewa bardzo szybko. Jest on wolny od jakichkolwiek pogrubień, rezonansów i schodzi w bardzo niskie zakresy subpasma. Subiektywnie odnosi się wrażenie, że basu jest mniej niż w przypadku innych topowych kabli, ale jest to jedynie sugestia wynikająca z fenomenalnej szybkości i braku wspomnianych dodatkowych atrakcji. Średnica jest ekstremalnie czysta i przejrzysta, słychać najdrobniejsze szczegóły lokalizacyjne, szelesty i inne mikrodetale. Całościowo jej barwę określiłbym jako totalnie przezroczystą i pozbawioną własnego charakteru. Tego typu wzorzec może się okazać mało strawny dla osób lubiących ewidentne docieplenie tego zakresu. Raczej unikałbym zestawienia tego kabla z chłodno i jasno brzmiącą elektroniką. Wysokie tony są czyste i detaliczne, w tym obszarze ujawnia się przewaga Valhalli na drugim od góry modelem czyli Tyrem. W bezpośrednim porównaniu Tyr nie jest aż tak detaliczny i otwarty w zakresie najwyższych rejestrów, czuć też że są one mniej dopieszczone, jakby lekko spiłowane, przybrudzone. Valhalla jest wolna od tego typu przypadłości.

Całościowo jest to kabel o wzorcowej równowadze tonalnej, wszystkie zakresy prezentowane są niesamowicie liniowo i neutralnie. Jedynym aspektem dźwięku, który może wzbudzić pewne nie tyle wątpliwości co dyskusję jest prezentacja sceny. Jak na kable z domieszką srebra przystało jest ona nieograniczona na boki i rozciąga się daleko w tył. Wydarzenia prezentowane są z dużej odległości, brakuje natomiast trochę bliższego kontaktu z muzykami, ich wejścia do pokoju odsłuchowego. Bezpośrednio porównywany Kimber KS 3035 zagrał z zupełnie inny sposób, wyraźnie bardziej wprzód w stronę słuchacza. Różnica była odczuwalna zwłaszcza przy odsłuchu wokali, KS 3035 dosłownie umieszczał wokalistę w pokoju, przy czym wprowadzał nieco swojej własnej interpretacji, podczas gdy Valhalla pokazywała go z większego oddalenia, ze znacznie większym naciskiem na rzetelność techniczną i barwową. Na Selekcie dało się wyczuć przewagę w zakresie emocji zawartych zwłaszcza w żeńskim wokalu, natomiast męski miał już swoiste podkolorowanie, taką emfazę, coś w rodzaju lekko sterydowego nalotu na dole, od której wolna była Valhalla. Wybór pomiędzy oboma kablami pozostaje oczywiście kwestią preferencji. [dt_quote type=”pullquote” layout=”right” font_size=”big” animation=”fade” size=”10″] Podsumowując, jest to wybitny kabel do systemów o lampowym rodowodzie. Jeden z kilku najlepszych na rynku.[/dt_quote]

W skrócie:

PLUSY:

+ wzorzec szybkości i rytmiczności
+ referencyjna kontrola dźwięku w całym paśmie
+ wzorcowo równy bas o nieograniczonej kontroli w całym paśmie i niskim zejściu
+ przezroczystość akustyczna
+ referencyjna neutralność
+ przejrzystość i czystość
+ nieograniczona w tył i na boki scena dźwiękowa

[dt_gap height=”10″ /]

MINUSY:

– brak subiektywnie odbieranego ciepła

[dt_gap height=”10″ /]

System testowy:

ARC Reference CD7 (upgrade do 8), BAT VK-51 SE, ARC Reference 110 na lampach KT120, JBL-Ti 250, kable Kimber KS, zasilanie Acoustic Zen Absolute, Electraglide Epiphany X, Electraglide Ultra Khan MkII

 valhalla-speakercable-bananaterminations valhalla-speakercable-spadeaterminations

Cardas EM5813 – wyjątkowe słuchawki

Słuchawki Cardas EM5813 – recenzja

cardas-em5813

[dt_gap height=”20″ /]

Oferta słuchawkowa w ostatnim czasie przeżywa istny boom. Powstają nowe, coraz to bardziej zaawansowane modele nauszników, nowe firmy obiecujące rewelacyjne rozwiązania i coraz to lepszą jakość dźwięku połączoną z niepowtarzalnym designem. Niestety tylko niektóre firmy dotrzymują słowa oferując produkt zaawansowany, dopracowany i dobrze brzmiący. W dzisiejszych czasach słuchawki mają jedną niezaprzeczalną zaletę, oferują wysokiej jakości dźwięk za umiarkowaną cenę i dają możliwość cieszyć się swoim hobby nawet w niewielkich przestrzeniach i o każdej porze dnia i nocy.
Słuchawki Cardas EM5813 są nowością na naszym rynku i pierwszą konstrukcją tego producenta co budzi pewne obawy czy nowicjusz jest w stanie stworzyć produkt, który swoimi walorami pobije firmy działające na rynku wiele lat.

[dt_gap height=”20″ /]

HISTORIA:
Cardas Audio wytwarza kable dla wielu renomowanych producentów słuchawek. Projektując kable dla swoich odbiorców i używając podczas podróży słuchawek dousznych George Cardas nie mógł pogodzić się z faktem, że nie spełniają one jego oczekiwań co do jakości odtwarzanego dźwięku. Zaczął więc prace nad nowym projektem słuchawek dousznych. Poszukiwania rozwiązań trwały ponad 3 lata. W tym czasie ekipa techników pod kierownictwem George Cardasa przeanalizowała wszystkie elementy i aspekty działania słuchawek, w których sprawdzane były różne konstrukcje, użycie materiałów, konfiguracje elementów, przetworniki i okablowanie.
Rezultatem tych prac są słuchawki Cardas Ear Mirror – stworzone wg. towarzyszącej firmie teorii złotego podziału i będące odbiciem ludzkiego aparatu słuchowego, produkt dopracowany w każdym calu, przemyślany, dojrzały i wg. producenta wyznaczający nowe standardy w odtwarzaniu muzyki.

[dt_gap height=”20″ /]

BUDOWA:
Obudowy EM5813 frezowane są z mosiądzu, następnie  pokryte warstwą miedzi, polerowane i lakierowane. Dzięki takiej konstrukcji i bardzo grubym ściankom bocznym udało się pozbyć niechcianych rezonansów i stworzyć solidną i bardzo sztywną obudowę stanowiącą platformę montażową dla nowych przetworników. Nowo opracowane przetworniki dynamiczne o średnicy 11,24mm wyposażono w bardzo silne magnesy neodymowe i cienkowarstwowe membrany wykonane z materiału PEN. Są one opracowaniem firmy Cardas i dla zapewnienia najlepszych parametrów ręcznie parowane. Jako kabla sygnałowego użyto modelu Clear Light z najnowszej serii produkowanego w fabryce Cardasa w USA i dostępnego także jako kabel zamienny do słuchawek takich firm jak Sennheiser czy AKG.  Kabel zakończony jest wysokiej klasy kątowym, pozłacanym wtykiem jack 3,5mm.

[dt_gap height=”20″ /]

AKCESORIA:
Słuchawki otrzymujemy w estetycznym opakowaniu z wytłoczką plastikową pokrytą strukturą zamszu. W komplecie ze słuchawkami otrzymujemy czyścik, 2 komplety gumek dousznych – niebieskie i białe – zmieniające charakterystykę brzmienia słuchawek (o tym później), zapinkę, dzięki której możemy zamocować kabel do ubrania i etui.

[dt_gap height=”20″ /]

WŁAŚCIWOŚCI UŻYTKOWE:
Już pierwszy kontakt z słuchawkami EM5813  może powodować szybsze bicie serca, ich solidne wykonanie widoczne jest w każdym miejscu, piękne obudowy, w których obraz odbija się jak w lustrze, zachwycają, powala także ich solidność, a przy zderzeniu wydają dźwięk podobny do uderzenia 2 kul bilardowych.
Słuchawki są przepięknie wykonane i ciężkie jak na słuchawki douszne, co budzi  pewne obawy związane z ich użytkowaniem, tak samo dołączenie do słuchawek jednego rozmiaru gumek może lekko niepokoić. Jak wiemy rozmiary uniwersalne rzadko kiedy się sprawdzają, często utrudniają życie użytkownikom.
Cardasy są zaprzeczeniem tej reguły. Pomimo ich wagi i jednego rozmiaru wkładek dousznych nie stwierdziłem problemów podczas ich noszenia. Nigdy nie wypadły, a ich użytkowanie było bardzo wygodne. Powiem więcej są to niewątpliwie jedne z najbardziej wygodnych słuchawek z jakimi miałem do czynienia – a proszę mi uwierzyć, że mam częste problemy z używaniem słuchawek dousznych.

[dt_gap height=”20″ /]

DŹWIĘK:
Zacznę od stwierdzenia, że noszenie słuchawek Cardasa jest bardzo ekscytującym przeżyciem, EM5813 urzekają, uwodzą i czarują dźwiękiem, rysują plany barwne i pełne szczegółów. Po założeniu słuchawek przenosimy się w inny świat, świat muzyki. Słuchawki Cardasa brzmią nadzwyczaj spójnie w całym zakresie pasma, nie przekazują pojedynczych tonów muzyki, nie dzielą jej na pasmo, szczegóły, pokazują ją jako spójną całość. Już przy pierwszym kontakcie z słuchawkami stwierdzamy, że mamy do czynienia z wyjątkową konstrukcją.

Barwę słuchawek mogę określić jako lekko ocieploną z tendencją do podkreślania środka pasma. W zależności od użytych nakładek dousznych ( w zestawie dostajemy 2 komplety)  możemy zwiększyć i lekko uwypuklić pasmo basu lub zmniejszyć i uzyskać dźwięk bardziej żywy i szybki.
Nakładki dają dużą możliwość dopasowania słuchawek do własnych preferencji i do urządzenia z którym współpracują, lub po prostu zmiany ich w zależności od naszego nastroju – niebieskie są bardziej dokładne, szczegółowe, białe mają więcej środka, basu i dają niesamowitą frajdę ze słuchania.

Bas ma dynamikę i kontrolę. Brzmienie kontrabasu ma ciężar, fundament,  jest czarne i głębokie, a kotły przy nagraniach orkiestry mają potęgę znaną jedynie z sal koncertowych.  Słuchawki odzwierciedlają instrumenty w sposób realistyczny, dodatkowo umieszczają je  w trójwymiarowej przestrzeni w niesamowicie realistyczny sposób, pokazując ich symbiozę i współzależność w danym utworze. Do tego EM5813 nie traci w partiach dynamicznych szczegółów i naturalności, bass nie „zamazuje”, nie „zamula” reszty pasma jak ma to miejsce w innych konstrukcjach.  Jest on dobrze słyszalny, odczuwalny, ale nie dominuje całości przekazu.

Szczegółowość EM5813 stoi na najwyższym poziomie, nie jest to jednak szczegółowość znana z większości obecnie produkowanych słuchawek – męcząca, wypychająca wszystkie elementy na pierwszy plan. Góra pasma, która przy pierwszym kontakcie może się wydawać lekko złagodzona, wycofana, przy dłuższym słuchaniu ukazuje nam niespotykane wcześniej bogactwo. Szczegóły są obecne, możemy dokładnie zidentyfikować ich pochodzenie, rozplanowanie, nie są  natarczywe, nie przeszkadzają w przekazie muzyki. Zdajemy sobie sprawę, że wielu dźwięków nie słyszeliśmy, a każdy ze znanych utworów zawiera masę informacji o których nie wiedzieliśmy.

Bardzo ważną cechą słuchawek Cardasa jest ich zdolność do przekazywania bardzo drobnych informacji i warstw dźwięku, malowania planów. Otrzymujemy piękne rozplanowanie sceny, nie tylko w szerz, ale i w głąb – co jest niezwykle trudne w wykonaniu słuchawek dousznych.W dźwięku orkiestry dokładnie widać zdolność słuchawek do przekazania najmniejszych szczegółów i tekstur dźwięku, nie otrzymujemy jednej „papki” ale typową dla orkiestry różnorodność i spójność dźwięków. Nagle pojawia się przed nami parę rzędów muzyków, a przy nagraniach z chórem bez problemu  jesteśmy w stanie stwierdzić w którym rzędzie stoją soliści i jak rozmieszczona i ułożona warstwowo jest orkiestra.  Do tego dochodzi rewelacyjne odzwierciedlenie klimatu i pomieszczenia. Już po pierwszych dźwiękach utworu  można stwierdzić, czy nagranie zostało zrealizowane w małej salce koncertowej, czy na stadionie, czy efekty dodatkowe są naturalnym zjawiskiem, czy zostały dodane w studio nagraniowym przez realizatora. Daje to niesamowite poczucie klimatu nagrania i wprowadza nas w stan znany jedynie z koncertów na żywo. Słuchając muzykę przez słuchawki mamy wrażenie, że jest ona żywa, wokół nas a my jesteśmy w środku wydarzenia.

EM5813 rewelacyjnie ukazują pełen zakres mikro i makrodynamiki, minimalne szczegóły są dobrze słyszalne, a zmiana dynamiki nawet przy nagłych „wejściach” orkiestry jest płynna i nie odczuwa się jakiejkolwiek utraty kontroli.

Kolejną wielką cechą słuchawek jest ich zdolność współpracowania z różnym sprzętem towarzyszącym. Obojętnie do jakiego źródła wepniemy słuchawki otrzymamy bardzo naturalny, muzykalny i spójny dźwięk.

Cardas EM 5813 nie są pozbawione wad – chyba największą są ich kabelki – z jednej strony pięknie wyglądające i bardzo solidne, z drugiej niestety dość sztywne, ciężkie, które ocierając o ubranie, powodują często niepożądane skutki w formie dodatkowych efektów dźwiękowych. (częściowym wyjściem z tej sytuacji jest dołączony klips do przymocowania kabla do odzieży). Pokrowiec dołączony do kompletu wydaje się jak z młodszego brata – ciężko umieścić w nim słuchawki, trzeba się naprawdę ostro pomęczyć. Dodatkowo przydałby się wysokiej jakości adapter  na duży Jack – podobnie jak np. w produktach konkurencji.

Podsumowując mamy do czynienia z najwyższej jakości produktem, oferującym coś, co w dzisiejszych czasach jest ciężkie do uzyskania – muzykalność, spójność i naturalność przekazu. Dzięki tym słuchawkom zapominamy o otaczającym nas świecie a obcowanie z nimi staje się wręcz wydarzeniem metafizycznym. Czy są produktem wyjątkowym? Zapewne tak – oferują niesamowite bogactwo muzyki, kontroli i barwy, które ciężko jest pobić. Biorąc pod uwagę ich wielkość i uniwersalność to można uznać je za coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Gdyby taki dźwięk płynął z słuchawek nausznych byłby to w naszym kraju zapewne hit sprzedaży. Mało kto jednak wierzy w możliwości słuchawek dousznych, a Cardasy dają możliwość usiąść w domowym zaciszu i za pośrednictwem wysokiej jakości wzmacniacza słuchawkowego delektować się najwyższą jakością muzyki lub w trasie używania ich z urządzeniami przenośnymi. Dzięki tym słuchawkom zaczniecie słuchać muzyki, a nie sprzętu, poznawać całą swoją kolekcje muzyczną na nowo i czerpać z tego niesamowitą radość.

[dt_gap height=”20″ /]

Sprzęt towarzyszący:
Fiio E12
Skorpion HV-1
Burson Audio HA160D
Burson Audio Soloist
Iphone 4S
Samsung Galaxy III

 

[dt_gap height=”20″ /]

Słuchawki Cardas EM-5813 Cardas Earspeaker Cardas - słuchawki

Kabel zasilający Pure Fidelity Draco Reference – recenzja

Obrazek

draco-reference.1[dt_gap height=”20″ /]

Pure Fidelity Draco Reference – recenzja kabla zasilającego do systemów audio.

[dt_quote type=”pullquote” layout=”right” font_size=”big” animation=”fade” size=”10″] Na źródle Draco zachowuje ten sam pomysł na dźwięk co wcześniej odsłuchiwany Taurus, ale we wszystkich aspektach gra po prostu lepiej, jest zauważalnie cieplejsze, zdecydowanie lepiej oddaje kobiece wokale (zarówno w sensie barwy, wypełnienia ale i lokalizacji oraz rysunku). [/dt_quote] Góra jest znacznie bardziej szlachetna, ma więcej odcieni i takiej naturalności, zwiewności. Draco zachowuje dalej świetną równowagę tonalną, ale dodaje wspomnianego blasku sopranom. Oczywiście w porównaniu do EG Epiphany X dalej jest tu mniej różnych szczegółów i dźwięku jako całości, ale różnica pomiędzy kablami jest już znacznie mniejsza niż w przypadku Taurusa. Rzekłbym, że Draco oferuje około 80% możliwości Epiphany X, co jest wielkim komplementem. Epiphany jest generalnie jeszcze bardziej nośna, zarówno w zakresie całej aury, wybrzmień, ale też potrafi jeszcze lepiej przekazać emocje zawarte w muzyce.

Na końcówce mocy różnice pomiędzy kablami Pure Fidelity nie są tak jednoznaczne jak podczas odsłuchów na CD, ale dalej Draco ma dokładnie tę samą przewagę rozdzielczości, wypełnienia mikrodetalami, itp. To że Taurus już tak nie odstaje od Draco jak na CD wynika z faktu, że ma założone rodowane wtyczki, które zdecydowanie lepiej niż złoto pasują do dużych prądów. Rod generalnie w większy sposób porządkuje brzmienie i czyni go bardziej zwartym dynamicznym. Jak chodzi o wrażenia z odsłuchów na końcówce to w przypadku Taurusa zwraca uwagę wysoki poziom neutralności, dobra dynamika i szybkość. To czego dalej brakuje to większa otwartość, różnicowanie planów oraz odległości pomiędzy instrumentami. Taurus przybliża scenę w kierunku słuchacza i wyraźnie ogranicza ilość informacji dochodzących z tylnych planów. Ma dość lekki i szybki, kontrolowany bas, ale niekoniecznie schodzący w najniższe rejestry.

[dt_quote type=”pullquote” layout=”left” font_size=”big” animation=”fade” size=”10″] Z kolei Draco daje po prostu więcej dźwięku rozumianego jako całość, na który składa się większa ilość informacji leżących w całym zakresie pasma. [/dt_quote] Scena jest budowana zarówno wgłąb, na boki jak i wprzód, całościowo na pewno nie jest tak przybliżana do słuchacza jak na Taurusie. Bas schodzi niżej, może nie ma tej kontroli i szybkości co na Taurusie (złote puszki) ale ma więcej rozciągnięcia, wypełnienia. Więcej informacji na średnicy i wysokich tonów w zestawieniu ze złotymi puszkami może powodować wrażenie pewnego piaszczenia i nadmiaru szumów, cóż, taki jest właśnie urok złota. Natomiast słychać wyraźnie, że znów sprawdza się większy przekrój zastosowanych kabelków. Draco znacznie lepiej pokazuje wokale, oprócz rysunku który dawał Taurus dodaje im nasycenia, wypełnienia oraz większą ilość mikrosubtelności, w postaci oddechów, itp. Budowa nastroju, klimatu, przekazanie emocji znów jest domeną Draco.

[dt_quote type=”pullquote” layout=”right” font_size=”big” animation=”fade” size=”10″]Podsumowując, jest to bardzo dobra i uniwersalna sieciówka, oferowana za bardzo rozsądną cenę, która sprawdzi się w większości systemów, zarówno na źródle jak i wzmacniaczu.[/dt_quote]

[dt_gap height=”10″ /]

[dt_gap height=”20″ /]

PLUSY:

+ duży poziom neutralności
+ brak zafarbowań i własnego charakteru
+ dobrze uchwycona równowaga tonalna, brak rozjaśnienia
+ brak agresji
+ spokój i zrównoważenie
+ spory poziom subtelności jak na tę cenę
+ muzykalność, dobry przekaz emocji

[dt_gap height=”10″ /]

MINUSY:

– ograniczone w stosunku do najdroższych kabli poczucie trójwymiarowości sceny
– niereferencyjna makrodynamika

[dt_gap height=”10″ /]

System testowy:

ARC Reference, Harpia Louis, kable Kimber KS, zasilanie Acoustic Zen Absolute, Electraglide Epiphany X, X.3, Ultra Khan Mk I

Kable użyte w porównaniu:

Electraglide Epiphany X, X.3 na CD
Electraglide Ultra Khan Mk I na końcówce mocy

[dt_gap height=”10″ /]

Kabel zasilający do systemów audio - pure fidelity draco

draco-reference

Taurus Reference

Pure Fidelity DracoReference

Pure Fidelity DracoReference

Kabel zasilający Pure Fidelity Taurus Reference – recenzja

Obrazek

Pure Fidelity Taurus Reference

Pure Fidelity Taurus Reference

 

[dt_gap height=”10″ /]

Pure Fidelity Taurus Reference – recenzja kabla zasilającego do systemów audio.

[dt_quote type=”pullquote” layout=”left” font_size=”big” animation=”fade” size=”10″] Przy podłączeniu do CD Taurus jest kablem bardzo zrównoważonym pod każdym względem. Nie ma w nim niczego krzykliwego, nie jest nadmiernie ekspansywny zarówno w kwestii prezentacji dynamiki jak i konstrukcji sceny, ot taki przyzwoity średniak. [/dt_quote] Również w kwestii budowania emocji nie jest tytanem. Ja go odebrałem jako bardzo neutralny, trochę beznamiętny, trochę nieśmiały i nie wzbudzający specjalnych emocji. Brzmienie jest lekko przygaszone, bez blasku, ale przez to całkowicie nie męczące. Brakuje mi w nim trochę lepszego oddania trójwymiarowości, to znaczy poukładania dokładniejszych planów zwłaszcza wgłąb sceny. Miałem wrażenie, że musiałem się dość starannie wsłuchiwać w to co dzieje się z tyłu sceny, podczas gdy na Epiphany X wszystko słychać bez konieczności wysilania słuchu. Jakby nad scenę unosiła się taka niewidoczna pajęczyna, filtrująca dźwięk z pogłosów. Odniosłem wrażenie, że kabel lepiej prezentuje wydarzenia bliżej słuchacza, co nie oznacza oczywiście nachalnego wchodzenia do pokoju odsłuchowego, tym niemniej w porównaniu z Draco słychać że Taurus gra bardziej w stronę słuchacza.

Jak chodzi o poszczególne zakresy to najsłabszy wydaje się być bas. Jest go generalnie niezbyt wiele, zwłaszcza w najniższym podzakresie. Przeważnie przy takim zestrojeniu bas jest szybki, rozdzielczy i dobrze kontrolowany. Tu niestety brakuje mi również artykulacji, bas jest monotonny, taki na jedną nutę. Draco nie ma dużo więcej basu, ale jest on istotnie lepiej prowadzony, dłużej wybrzmiewa, ma więcej zarówno wypełnienia ale i pokazuje więcej szczegółów. Linia basu na Taurusie była zbyt uproszczona, monotonna, jednostajna i wolna. Jak chodzi o wokale to zarówno męskie jak i żeńskie trochę syczały i piaszczyły, skala tego zjawiska nie była na szczęście zbyt dolegliwa, aczkolwiek było to słyszalne.

Wokale (zwłaszcza kobiece) zabrzmiały dość szczupło i bez stosownego wypełnienia. Brakowało zarówno ciepła, nasycenia barwy jak i większej ilości informacji odnośnie techniki śpiewu, wibracji powietrza itp. Podobne wrażenie obcinania mikroinformacji odniosłem przy odsłuchu większości instrumentów. Było czuć gdzie znajduje się konkretny instrument i to że w jego bezpośrednim sąsiedztwie jest powietrze, ale tak pół metra dalej scena robiła się jakby martwa, głucha. Zanikały dalsze rewerberacje, jakby fala dźwiękowa ginęła w tej pajęczynie. Na Epiphany X pogłos strun czy trąbki potrafił się ciągnąć jak kręgi na wodzie przez całą scenę i było słychać jak pomału wygasa. Tu było to coś w rodzaju przejścia sygnału przez zero, fala dochodziła jakieś pół metra dalej i … zanikała. Całościowo średnicę odebrałem jako dość suchą, pozbawioną miękkości. Z wokali to lepiej prezentowane były chyba męskie, kobiece brzmiało zbyt chudo. Brakowało mi ewidentnie lepszego zróżnicowania odległości pomiędzy poszczególnymi muzykami czy instrumentami, wszystkie one wydawały się grać w jednej linii. Wysokie tony odebrałem jako niezłe, ale przy głębszym wsłuchaniu się wyszło jednak że i najwyższy zakres tak jak i średnica ma w sobie trochę piasku. Brakowało trochę większego blasku zarówno talerzy, ale i choćby trąbek, które były ciut za chropowate.

[dt_quote type=”pullquote” layout=”right” font_size=”big” animation=”fade” size=”10″] Całościowo odebrałem tę sieciówkę jako niezłą, ale trochę zbyt dosłowną, odartą z ciepła, żeby ją zestawiać z definicji bardzo czułym na kable sieciowe odtwarzaczem. Do porównania na CD użyłem Epiphany X, która jest wybitnym kablem do urządzeń niskoprądowym, więc wiadomo było że łatwo nie będzie;-) Electraglide miała przewagę w każdym wyżej analizowanym obszarze; dokładniejsza, precyzyjniejsza, z lepiej wycyzelowaną górą o pięknym blasku, niżej schodzącym basem, cieplejszą średnicą, tysiącem mikroinformacji, pogłosów, itp. Jedna rzecz moim zdaniem jest lepsza w Taurusie, a mianowicie chyba lepiej uchwycona równowaga tonalna, Epiphany X jednak jest mimo wszystko zbyt jasna, przynajmniej na CD ARC. [/dt_quote]

Na końcówce mocy różnice pomiędzy kablami Pure Fidelity nie są tak jednoznaczne jak podczas odsłuchów na CD. Draco ma dokładnie tę samą przewagę rozdzielczości, wypełnienia mikrodetalami, jednakże Taurus już tak nie odstaje od rywala jak na CD, co wynika zapewne z faktu, że ma założone rodowane wtyczki, które zdecydowanie lepiej niż złoto pasują do dużych prądów. Rod generalnie w większy sposób porządkuje brzmienie i czyni go bardziej zwartym dynamicznym. Jak chodzi o wrażenia z odsłuchów na końcówce to w przypadku Taurusa zwraca uwagę wysoki poziom neutralności, dobra dynamika i szybkość. To czego dalej brakuje to większa otwartość, różnicowanie planów oraz odległości pomiędzy instrumentami.

Taurus przybliża scenę w kierunku słuchacza i wyraźnie ogranicza ilość informacji dochodzących z tylnych planów. Ma dość lekki i szybki, kontrolowany bas, ale niekoniecznie schodzący w najniższe rejestry. Z kolei Draco daje po prostu więcej dźwięku rozumianego jako całość, na który składa się większa ilość informacji leżących w całym zakresie pasma. Scena jest budowana zarówno wgłąb, na boki jak i wprzód, całościowo na pewno nie jest tak przybliżana do słuchacza jak na Taurusie. Bas schodzi niżej, może nie ma tej kontroli i szybkości co na Taurusie (złote puszki) ale ma więcej rozciągnięcia, wypełnienia. Więcej informacji na średnicy i wysokich tonów w zestawieniu ze złotymi puszkami może powodować wrażenie pewnego piaszczenia i nadmiaru szumów, cóż, taki jest właśnie urok złota. Natomiast słychać wyraźnie, że znów sprawdza się większy przekrój zastosowanych kabelków. Draco znacznie lepiej pokazuje wokale, oprócz rysunku który dawał Taurus dodaje im nasycenia, wypełnienia oraz większą ilość mikrosubtelności, w postaci oddechów, itp. Budowa nastroju, klimatu, przekazanie emocji znów jest domeną Draco.

[dt_gap height=”20″ /]

PLUSY:

+ duży poziom neutralności
+ brak zafarbowań i własnego charakteru
+ dobrze uchwycona równowaga tonalna, brak rozjaśnienia
+ brak agresji
+ spokój i zrównoważenie

[dt_gap height=”10″ /]

MINUSY:

– brak trójwymiarowości sceny znanej z kabli typu Electraglide Epiphany X i podobnej klasy
– jak na rodowane puszki mało ekspresyjne oddanie dynamiki
– ograniczony wgląd w niuanse rozgrywające się na tylnych planach, pewien
rodzaj nieprzejrzystości
– dość monotonny i mało rozciągnięty w dół bas, o słabym wypełnieniu i artykulacji

[dt_gap height=”10″ /]

System testowy:

ARC Reference, Harpia Louis, kable Kimber KS, zasilanie Acoustic Zen Absolute, Electraglide Epiphany X, X.3, Ultra Khan Mk I

Kable użyte w porównaniu:

Electraglide Epiphany X, X.3 na CD
Electraglide Ultra Khan Mk I na końcówce mocy